logo
Strefa architekta - logowanie
EN
ZAWóD:ARCHITEKT
21.06.2023

Projektowanie z myślą o ludziach

fot. Liliana Krzycka
fot. Liliana Krzycka

Architektura dostępna dla wszystkich to w Polsce wciąż niszowy kierunek. Widać jednak rosnącą świadomość społeczeństwa na ten temat. Przybywa też lokalnych działań, które pokazują, że odpowiednio zaprojektowana przestrzeń, nawet ta „po sąsiedzku”, ma duży wpływ na nasze życie. Jedną z inicjatyw doceniającą mniejsze przedsięwzięcia jest konkurs Zaprojektowane po ludzku. Zapytaliśmy więc projektantów, architektów docenionych w konkursie, co dla nich oznacza hasło „projektowanie po ludzku”, jaka idea przyświecała im przy realizacji nagrodzonych projektów i jak widzą rozwój tego rodzaju architektury w Polsce.

Uwzględnić różnorodność

Marlena Pilch

pracownia: projektzieleni.pl

projekt: park kieszonkowy w Bytomiu „Zielona strefa ulicy Katowickiej”

autorzy projektu: Anna Becker, Marlena Pilch, Magdalena Wnęk

Dla mnie ważne jest tworzenie projektów, które są dostosowane do potrzeb człowieka w każdym wieku i z każdej możliwej grupy społecznej. Koncentruję się więc na zapewnieniu wygodnego, prostego i bezpiecznego dostępu do stworzonej przestrzeni, uwzględniając różnorodność użytkowników. Istotne jest również, aby takie miejsce pozytywnie wpływało na ich życie.

O projektowaniu dla wszystkich i zapewnianiu dostępności dla najszerszej grupy ludzi – niezależnie od ich statusu społecznego, wieku, ograniczeń, płci – mówi się od zawsze. Niestety w praktyce czynniki, takie jak wrażliwość i świadomość człowieka oraz założony budżet, nie zawsze idą w parze z nadrzędnymi, uniwersalnymi wartościami. Czasem przed zrobieniem dobrego projektu powstrzymują nas, projektantów, własne ograniczenia, czasem czynniki zewnętrzne, a czasem jedno i drugie. Mam jednak nadzieję, że w przyszłości projekty biorące pod uwagę różnorodność użytkowników nie będą nagradzane, tylko powszechne.

Zwykle jest tak, że życzenia inwestora na początku odbiegają od wizji „projektowania po ludzku”. Zadaniem architekta jest jednak potraktować je jako element, od którego trzeba zacząć, a potem właściwie go ukierunkować. Projekt cały czas ewoluuje – od etapu koncepcji aż po końcową fazę realizacji. Projektant zaś powinien cały czas prowadzić z inwestorem dialog, zachowując dobre pomysły i odrzucając te złe.

Dobrym merytorycznym argumentem można przekonać do wszystkiego. Ostatnio projektowałam północną część parku Bagry Wielkie w Krakowie. Założenia obejmowały m.in. stworzenie rampy, pozwalającej osobie na wózku skorzystać z pomostu z kilkoma stopniami, będącymi oczywistą przeszkodą dla kogoś o ograniczonej ruchowości czy choćby dla rodzica z wózkiem. Na etapie projektu udało mi się dodatkowo przeforsować pomysł zbudowania jeszcze jednej rampy umożliwiającej wejście bezpośrednio do wody. ZZM w Krakowie zrozumiał ideę, a potem kapituła konkursu Kraków bez barier doceniła to dość innowacyjne podejście. Przecież w upalne lato najlepiej się schłodzić, udając się nad jeziorko i wskakując do wody, czasem jednak zapominamy, że nie dla wszystkich jest to takie proste. W tego typu sytuacjach z pomocą przychodzi edukacyjna rola projektów, bo przecież każda inwestycja może dać dobry przykład albo pokazać, jakich błędów nie należy powielać.

Niby projektowanie z myślą o końcowym użytkowniku to frazes. Niby wiemy, że ludzie są różni i niektórzy zmagają się z ograniczeniami. Niby znamy sposoby, jak im zaradzić, a przepisy prawa budowlanego wskazują nawet gotowe rozwiązania. Uważam, że „projektowanie po ludzku” jest korelatywne z jakością projektowania oraz wrażliwością projektanta. Jak powiedział Arystoteles: „jakość nie jest jednorazowym aktem, to zwyczaj”, a pewne zwyczaje jeszcze się niestety w Polsce nie zadomowiły. Wierzę natomiast, że nasze społeczeństwo dojrzewa, jest coraz bardziej świadome otaczającej je przestrzeni i będzie odczuwało coraz większą potrzebę jej doskonalenia. Działając w sposób konsekwentny, edukując, nagradzając dobre wzorce, przyczynimy się do tego, by projektowanie zgodne z najlepszymi praktykami stało się zwyczajem. Przykładem takiego projektu może być park kieszonkowy w Bytomiu – pomysł autorstwa okolicznych mieszkańców. To oni chcieli jego realizacji i wykazali się ogromną determinacją, by doszedł do skutku. Mimo że projekt nie wygrał w procesie budżetu obywatelskiego, to sama idea parku zyskała zwolenników wśród przedstawicieli miasta, a Zarząd Dróg i Mostów w Bytomiu rozpoczął całą realizację. Wiedząc o tej determinacji obywateli, za podstawowe założenie przyjęłam wysłuchanie ich głosu i wdrożenie jak największej liczby założeń. Konsultacje społeczne i to, co z nich wynikło, stały się rdzeniem mojego działania.

Początkowo wydawało się, że przeszkód będzie mnóstwo. Po pierwsze – miejsca plomby po zburzonej kamienicy z pewnością nie można traktować jako typowego terenu dla lokalizacji parku. Po drugie – jest to obszar ścisłego centrum historycznego miasta objęty ochroną konserwatorską. Po trzecie – w projekcie trzeba było uwzględnić połączenie dwóch równoległych ulic, pokonując dużą różnicę terenu. Istotą było więc wypełnienie wszystkich założeń mieszkańców zaangażowanych w inwestycję przy zachowaniu wymaganych przepisami prawa budowlanego odległości od okien sąsiednich zabudowań, a jednocześnie wpisaniu projektu w dość skomplikowane uwarunkowania terenowe. Czy się udało? Obecność człowieka wystawia najlepszą recenzję. Mnie najbardziej cieszą szczere uśmiechy dzieci eksplorujących teren i zadowolone twarze dorosłych korzystających z tego miejsca. A trzeba przyznać, że ich nie brakuje. ■

fot. zDRONowany
fot. zDRONowany

fot. UM Bytom G. Goik
fot. UM Bytom G. Goik

fot. UM Bytom G. Goik
fot. UM Bytom G. Goik


Empatia w projektowaniu

Marta Czacharowska

pracownia: m+design

projekt: przebudowa oddziału Publicznego Położniczo-Porodowego Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi

współpraca: Bogumiła Olczyk, Klaudia Mozga, Natalia Żurawska

Podstawą naszego działania jest empatyczny proces projektowy nakierowany na potrzeby użytkownika, np. pacjenta czy lekarza. W rezultacie powstaje przestrzeń pozytywnie wpływająca na samopoczucie. Tak właśnie rozumiem „projektowanie po ludzku”, które w specjalizacji projektowania medycznego stanowi moim zdaniem kierunek obligatoryjny. Niestety w praktyce trudno uznać go za powszechny, bo często jest pomijany w szybkim procesie inwestycyjnym związanym ze skomplikowaną technologią medyczną.

A jednak dla inwestora i projektanta główny cel realizacji takich projektów powinien być zawsze jeden – poprawa zdrowia i samopoczucia klienta/użytkownika w sferze fizycznej i psychicznej. Odnosi się to zarówno do inwestycji realizowanych przez instytucje publiczne, np. szpitali, jak i do obiektów medisoft, czyli przestrzeni wellness, medihoteli, spa.

Aby osiągnąć założony cel, zastosowaliśmy narzędzie „design safari”, czyli obserwację personelu medycznego w realnych warunkach. Wspólnie z inwestorem przeprowadziliśmy diagnostykę projektową – był to czas dyskusji o pomysłach, które należało wziąć pod uwagę w projekcie, dla dobra użytkownika. Jeśli coś odbiegało od naszej wizji projektowania z nastawieniem na człowieka, omawialiśmy to w szerszym gronie interesariuszy, np. z organizacjami pacjenckimi, działami: technicznym, aparatury medycznej czy epidemiologicznym, psycholożkami szpitalnymi. Szczególnie trudne tematy były dyskutowane na szczeblu dyrektorskim instytucji. Jednak na każdym etapie przyświecała nam idea, że leczenie i ratowanie życia to domena lekarzy, my natomiast wspomagamy procesy terapii i odzyskiwania zdrowia poprzez rozwiązania architektoniczne i technologiczne. Nasze działania podczas projektowania skupiały się na poszukiwaniu rozwiązań dla wielu problemów, np. jak połączyć medyczne środowisko techniczne, które ma leczyć, z przyjazną, demokratyczną, nieprzytłaczającą przestrzenią; jak pogodzić ergonomię pracy chirurga z komfortem pacjentki; jak spełnić wymagania epidemiologiczne, jednocześnie wprowadzając do szpitala materiały, które wzbogacą przestrzeń pod względem estetycznym. Aby sprostać tym zadaniom, musieliśmy przeprowadzić świadomą analizę danych, a następnie hierarchizację, wyłaniającą czynnik o nadrzędnej w danym przypadku funkcji.

Cieszymy się, że udało nam się zaprojektować po ludzku tak skomplikowane środowisko. Koncepcja bloku porodowego, nastawiona na komfort kobiety rodzącej i budującej siostrzeństwo z innymi pacjentkami, kieruje bowiem uwagę społeczeństwa i instytucji na sytuację pacjentów w strukturach szpitala, podkreśla ich potrzebę wspólnoty i wsparcia. To potwierdza wpływ dobrze zaprojektowanej przestrzeni na samopoczucie psychiczne człowieka, tak istotne w procesie leczenia wielu schorzeń. Zaprojektowanie szpitalnej przestrzeni, w której uwzględnia się rodzinę pacjenta, uzmysławia natomiast, że choroba człowieka ma wpływ również na jego najbliższych, wspomagających personel medyczny w pielęgnacji pacjenta. Oni także powinni mieć tutaj swoje miejsce.

Patrząc na efekt naszej pracy, możemy stwierdzić, że z powodzeniem osiągnęliśmy postawione cele. Chcę jednak podkreślić, że zaprojektowanie bloku operacyjnego to proces złożony, wieloetapowy, wieloletni. Jesteśmy projektantkami, które doprowadziły tę realizację do szczęśliwego końca, ale wcześniej przejęłyśmy pałeczkę od innych osób zaangażowanych w realizację inwestycji. Mam tu na myśli np. pracowników szpitala z działu pozyskiwania funduszy, dzięki którym to wszystko się zaczęło. ■

fot. Hawa
fot. Hawa


Sąsiedzkie centrum

Paweł Grobelny

projekt: skwer na poznańskim Chwaliszewie

Podstawowe cele projektowania przestrzeni publicznej niestety nie zawsze są uwzględniane. Chodzi mi tutaj o kwestię projektowania tych miejsc w taki sposób, aby inicjowały lub podtrzymywały kontakty społeczne. Jednak dzięki inicjatywom, wśród których należy wymienić konkurs Zaprojektowane po ludzku, uwaga kierowana jest przede wszystkim na potrzeby i oczekiwania ludzi – w tegorocznej edycji akurat w kontekście przestrzeni publicznej jako przestrzeni wspólnej. Dodatkowo wydarzenie koncentruje się na projektach mniejszej i średniej skali, a te właśnie nie cieszą się dużym zainteresowaniem – zarówno w działalności projektowej, jak i w dyskursie architektonicznym.

Jeśli w konkursach branżowych nagradzane są projekty, to są to najczęściej projekty przestrzeni reprezentacyjnych lub budynków ikon. Brakuje natomiast dobrze zaprojektowanych przestrzeni publicznych mniejszej skali, takich jak parki kieszonkowe czy skwery. A one mają niezwykle duży wpływ na jakość życia w mieście – dotyczą bowiem najczęściej życia lokalnego, sąsiedzkiego.

Taki właśnie charakter ma skwer na poznańskim Chwaliszewie. Projekt powstał na niezagospodarowanej działce, użytkowanej wcześniej jako nielegalny parking. Centralnym obiektem jest tutaj duży mebel miejski, z którego można korzystać w dowolny sposób. Całość została zagospodarowana zielenią, w tym wysokimi trawami ozdobnymi, które oddzielają skwer od sąsiadujących z nim uliczek. Bardzo zależało mi na tym, aby przestrzeń była atrakcyjna z perspektywy zarówno przechodnia, jak i mieszkańców wyglądających przez okna czy stojących na balkonach. Chciałem, aby w ten sposób zapraszała ich do wyjścia na zewnątrz. Dodatkowo przestrzeń miała nie być sztywno zdefiniowana, ale raczej stanowić miejsce podporządkowujące się różnorodnym scenariuszom użytkowania. Na drewnianej platformie można więc na chwilę przysiąść lub zorganizować piknik w większej grupie. Jest to przestrzeń lokalna, z której korzystają i o którą dbają przede wszystkim okoliczni mieszkańcy. To najlepsza nagroda dla projektanta, a także dowód na to, że projekt został bardzo dobrze przyjęty przez społeczność poznańskiego Chwaliszewa. ■

fot. archiwum projektanta
fot. archiwum projektanta


Projekty dla ludzi, nie dla biznesu

Bartłomiej Święs

pracownia: Tecla Architektura i Urbanistyka

projekt: Zielona Ulica we Wrocławiu

współpraca: Dworniczak Architektura Krajobrazu, Pracownia Projektów Drogowych Rafał Walkowiak, menthol architects, Grupadoprzodu

Projektowanie humanitarne, stawiające na pierwszym miejscu człowieka, czyli użytkownika, oraz jego dobrostan i wygodę, można określić mianem „projektowania po ludzku”. Objawia się ono także w ulepszaniu przestrzeni, w której się poruszamy, i w minimalizowaniu negatywnego oddziaływania inwestycji na otoczenie. Wynikiem jest tu zazwyczaj przeciwieństwo projektowania komercyjnego – dla biznesu, nastawionego głównie na zysk, nieuwzględniającego śladu odciśniętego na planecie, a finalnie niekoniecznie zwracającego dobry, przyjazny obiekt.

Póki co kierunek ten jest trochę elitarny i deficytowy zarazem, a główną nagrodą dla tak tworzącego projektanta pozostaje jego własna satysfakcja. Mamy jednak nadzieję, że to się zmieni i nurt stanie się bardziej uniwersalny. Ludzie powinni projektować dla ludzi, z dbałością o stronę humanistyczną, a nie tylko logicznie i bezdusznie inżyniersko. Takie projekty wymagają wrażliwości i holistycznego spojrzenia. Powinny być czymś więcej niż efekty pracy z wykorzystaniem AI, która, będąc maksymalnie efektywną, generuje pączkujący PUM czy też inne superzoptymalizowane węzły komunikacyjne. Obecnie na obiekty „zaprojektowane po ludzku” stawiają raczej inwestorzy, którzy zamawiają coś dla siebie, a nie na sprzedaż. Zdarzają się też zamówienia ze sfery publicznej – „klientami” są wtedy jednostki miejskie, gdzie pracują urzędnicy o otwartych głowach i szerokich horyzontach, tacy, którzy zobaczyli coś ciekawego poza granicami kraju, dostrzegają współczesne tendencje, zagrożenia czy siły oddziałujące na ten świat. To taka elita.

Jeśli dzięki niej dojdzie do realizacji, to architektura może – oprócz użytkowego – zyskać charakter edukacyjny. Przykładowo ogromny potencjał w obu tych obszarach mają zieleń i woda. To również jest infrastruktura, tylko innego typu – naturalna, pozwalająca pokazać kierunek na przyszłość. Zielono-błękitne inwestycje nie mogą być tylko estetyczne, muszą też pracować jak inne instalacje, poprawiać środowisko, w którym przebywa człowiek, łagodzić uciążliwości życia w miejskiej przestrzeni czy po prostu oszczędzać zasoby, które się nieuchronnie kończą.

Na szczęście świadomość architektoniczna w Polsce rośnie dzięki różnym inicjatywom. To bardzo istotne, bo czasem ludziom wydaje się, że ich najważniejsza potrzeba to parking za oknem. Jednak dobre wzory i edukacja stwarzają szansę, że na pierwszy plan wysunie się potrzeba oddychania czystszym powietrzem, przebywania w mniejszym hałasie, odczuwania niższej temperatury, relaksu zapewnianego przez zieleń za oknem i śpiew ptaków czy też potrzeba posiadania własnego ogródka i uprawiania w nim choćby warzyw.

Podczas projektowania przestrzeni przy Zielonej Ulicy, czyli ulicy Daszyńskiego we Wrocławiu, najpierw analizowaliśmy obszar i definiowaliśmy problemy, a potem szukaliśmy rozwiązań. I cały czas w centrum naszej uwagi były zarówno cel, jak i użytkownik – człowiek ze środowiskiem jego życia. Testowaliśmy różne rozwiązania. Uważamy, że tak jak zwierzęta i rośliny mają optymalne ekosystemy i warunki bytowania, tak naturalnym otoczeniem dla człowieka jest miasto i jego infrastruktura. Chodzi tu o żywe miasto, bioróżnorodne i efektywne struktury, wykorzystujące swoje atuty, ale też minimalizujące i korygujące mankamenty.

Kiedy patrzyliśmy na gotową inwestycję, czuliśmy radość, bo wiedzieliśmy, że to, czego udało nam się dokonać, rzeczywiście poprawi jakość życia okolicznych mieszkańców. W jaki sposób? Starsi ludzie dużo chętniej wyjdą z domu, ponieważ będą mieli gdzie odpocząć, mikroklimat osiedla choć trochę się poprawi, wokół rozwiną się rośliny, pojawią owady i ptaki, fragment miasta stanie się bardziej bioróżnorodny, żywy, ludzki i przyjazny, a wartość mieszkań oraz lokali usługowych w okolicy wzrośnie. ■

fot. Liliana Krzycka
fot. Liliana Krzycka


Najważniejsze są potrzeby odbiorców

Lila Krzycka, Rafał Pieszko

pracownia: menthol architects

projekty: Kalejdoskop, rampa przed Żółtym Parasolem, wiata na Olbińskim Otwartym Ogrodzie, Grow Green – parklety Ołbin

Wbrew pozorom i pierwszym skojarzeniom „projektowanie po ludzku” to projektowanie zgodne z zasadami sztuki budowlanej, zasadami etyki zawodowej, odpowiedzialności społecznej i ekologicznej. Taki właśnie kierunek procesu projektowego wskazano nam na etapie studiów i właśnie o nim niestety nasza grupa zawodowa zapomina w codziennej pracy. Być może wynika to m.in. z faktu, że dla wielu inwestorów podstawowym czynnikiem branym pod uwagę nie jest jakość tworzonej przestrzeni, ale jak największa liczba wybudowanych metrów kwadratowych przy jak najmniejszym budżecie na inwestycję i wynagrodzenie architekta.

Dlatego nie lada wyzwaniem jest nadanie koncepcji ludzkiego wymiaru i urzeczywistnienie wizji klienta. Jeśli uda się to zrobić na poziomie projektowania, to i tak czeka nas później zderzenie z urzędami – zatwierdzanie w nich projektów przypomina grę komputerową, gdzie spełnienie jednego warunku pozwala przejść dalej, a jakikolwiek brak blokuje dalsze kroki. W takim systemie nie liczy się fakt, że cel ma np. wymiar społeczny, a planowana przestrzeń przysłuży się jakiejś grupie ludzi. Kolejne etapy odhacza się po prostu „ptaszkami”, które nic nie wnoszą dla jakości inwestycji, a dodatkowo nie można ich wszystkich postawić od razu i tym samym przejść do realizacji ludzkiego projektu.

Mimo to ludzka architektura – odpowiadająca na zróżnicowane potrzeby oraz zachęcająca do korzystania z niej – powstaje i jest oczekiwana. Jej rola edukacyjna może się przejawiać na wielu poziomach – od poznawania procesu realizacji projektu i dostosowywania go do użytkowników przez pokazywanie potencjału miejsca po obserwację lub wręcz doświadczanie sposobów wykorzystania go. To przekłada się na kolejne projekty, bo ludzie chętnie wybierają rozwiązania już sprawdzone. W ostatnich latach zaczęli też inaczej korzystać z przestrzeni w naszych miastach i bardziej doceniają naturę.

W naszych projektach najważniejsza była odpowiedź na potrzeby użytkowników. Chcieliśmy stworzyć miejsca, które dadzą im radość. Staraliśmy się też, aby były one estetyczne i ciekawe, aby same zapraszały do korzystania z nich. Osiągnięcie tego celu nie było łatwe, choćby ze względu na zbyt niskie budżety, będące niestety częstą przeszkodą w projektach społecznych. Potraktowaliśmy to jednak jako dodatkowe wyzwanie. I tak w przypadku Kalejdoskopu pomagaliśmy zdobyć fundusze, pisząc np. do sponsorów, którzy udostępnili nam kołki, farby czy meble dla dzieci i do kiosku.

Innym ograniczeniem był brak dobrej woli miasta w kwestii wykorzystania konstrukcji w kolejnych sezonach. Dlatego sami poszukaliśmy osoby, która dała jej drugie życie, i gdy Kalejdoskop stanął w nowym miejscu, zajęliśmy się jego odnowieniem wraz ze studentami, którzy byli na praktykach w naszym biurze. Bardzo rozczarowujące i nieracjonalne było to zderzenie z brakiem chęci wykorzystania czegoś, co pełniło społeczną funkcję.

Mimo trudności na koniec zawsze pojawia się pewna satysfakcja i refleksja nad tym, co tak naprawdę się udało, a co nie. Wspaniale było obserwować, jak ludzie wykorzystują to miejsce i dostosowują je do różnych swoich potrzeb, organizując m.in. spotkania, warsztaty, koncerty. W przypadku projektu pochylni w Żółtym Parasolu świetne było to, że pomogliśmy chociaż tymczasowo zaspokoić potrzebę tego miejsca. ■

fot. Liliana Krzycka
fot. Liliana Krzycka

rozumiem
Używamy plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Korzystając z tej strony wyrażasz na to zgodę.