Z Maciejem Miłobędzkim z JEMS Architekci, przewodniczącym jury konkursu na rozbudowę Muzeum Architektury we Wrocławiu – o przebudowach, modernizacjach i spojrzeniu na związane z nimi koszty – rozmawiała Beata Stobiecka.
Co najbardziej przeszkadza w tym, aby wśród architektów na dobre zagościła szczytna idea regeneracji istniejącej architektury – remontowania, a nie budowania?
Przeszkodą jest otoczka towarzysząca naszej profesji. Dyskutowaliśmy o tym również podczas obrad jury konkursu na projekt rozbudowy MA we Wrocławiu. Wnioski są takie, że żyjemy w świecie, w którym normy techniczne i technologiczne, a także przepisy bezpieczeństwa tworzą układ eskalujących wymagań. Wymagania te już dawno straciły pierwotny sens i idą w parze z dosyć agresywną metodą inwestowania, z zamianą w biznes każdego, nawet najbardziej chwalebnego dążenia ze strony środowiska architektonicznego. Należałoby więc przede wszystkim zająć się tymi obszarami, w których musimy funkcjonować: zawodowym, biznesowym, a w szczególności legislacyjnym, jak również tym, co otacza naszą profesję. A są to coraz bardziej złożone i absurdalne wymagania, ukrywane pod płaszczykiem polityki.
Narastające roszczenia wobec naszej grupy zawodowej i jej degradacja w procesie inwestycyjnym to bardzo drażliwy temat. Okazuje się, że niektórym osobom architekci tylko przeszkadzają. Najważniejszą kwestią stały się koszty realizacji, a ponieważ przyjęło się uważać, że remont starego obiektu jest często dużo droższy niż wybudowanie nowego, pierwsze rozwiązanie bywa dla inwestorów kompletnie nieatrakcyjne.
Remont czy modernizacja starego obiektu mogą być droższe, jeśli weźmiemy pod uwagę koszty czysto materialne. Jeśli jednak uwzględnimy koszty środowiskowe, to może okazać się, że jest całkowicie odwrotnie. Są wśród nas architekci, którzy udowadniają, że przebudowy budynków, z użytkowego punktu widzenia niewyglądające na zbyt szczęśliwe rozwiązanie, są dużo tańsze niż budowanie od nowa – w sensie nie tylko środowiskowym, ale również finansowym.
Koszty środowiskowe najczęściej ogniskują się w pierwszej fazie inwestycji – fazie budowy. A wszyscy, którzy przeliczają wskaźniki oszczędności budynków, odnoszą się głównie do warstwy użytkowej – do tego, ile płacimy za prąd, ile dostarczamy ciepła itd. I to jest błąd w rozumowaniu, bo nawet najbardziej nieekologiczny pod tym względem obiekt okaże się ekologiczny wręcz wzorcowo, jeśli będzie stał w danym miejscu 500 lat.
Drugie życie obiektów ma też społeczne i lokalizacyjne uzasadnienie – skoro zaistniały w tkance miejskiej, ich obecność została już kiedyś potwierdzona i zaakceptowana przez środowisko. Czy w gronie wspomnianych realizatorów zasady regeneracji znajdują się JEMS Architekci?
Zajmujemy się wieloma tematami dotyczącymi remontów i adaptacji starych zespołów zabudowy, np. architektury poprzemysłowej. Zmodernizowaliśmy m.in. halę Koszyki, przebudowaliśmy Browary Warszawskie. To są projekty, które w pewnym sensie pozwoliły starym obiektom odzyskać życie. Przekształciliśmy je, ale część pierwotnej wartości w nich pozostała. W tej chwili pracujemy nad zespołem Domu Słowa Polskiego, gdzie zachowana struktura wielkiej hali drukarskiej przekształci się w postindustrialny park. Z kolei we Wrocławiu projektujemy przebudowę dawnego XIX-wiecznego kompleksu szpitalnego przy ul. Traugutta na osiedle mieszkalne. Projektowaliśmy też w Stoczni Gdańskiej. Okazuje się więc, że remonty i modernizacje stanowią coraz większy procent naszych działań.
Spotykamy się po rozstrzygnięciu konkursu na rozbudowę MA we Wrocławiu. Jak w tym kontekście można określić dobre projektowanie w sąsiedztwie zabytku?
Nie ma jednej recepty na udaną zabudowę w już istniejącym otoczeniu zabytkowym. Każdy budynek ma własną specyfikę i trudno ustalić uniwersalne wytyczne konserwatorskie. Zawsze jest to kwestia krytycznej oceny tego, co zostawimy, świadomości naszych możliwości i zamierzeń. Projekt rodzi się na przecięciu tych zagadnień.
Wybrane przez jury rozwiązanie jest dość zaskakujące, bo w znacznej mierze wykorzystuje budulec „z odzysku” i uwydatnia elementy wartościowych obiektów, które z jakichś powodów zostały rozebrane i przestały istnieć. Wykorzystano je jako „spolia” w nowej, projektowanej części. Jest to też kontynuacja dotychczasowych, historycznych już działań w obrębie muzeum. Idea ta będzie podporządkowana koncepcji kuratorskiej, architektonicznej i zapewne konserwatorskiej. Rysuje się szansa, że we Wrocławiu będziemy mieć obiekt cyrkularny. To trudne zadanie. Wymaga pogłębionych studiów i badań, tak aby „ziemskie” wydatki na dowóz oraz aplikację istniejących struktur i detali architektonicznych nie okazały się wyższe od kosztów standardowego budowania z nowych materiałów.
MACIEJ MIŁOBĘDZKI
architekt IARP; absolwent Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej; w latach 1984-1988 pracował w Spółdzielni Pracy Twórczej Architektów i Artystów Plastyków ESPEA; współzałożyciel i wspólnik w JEMS Architekci; promotor prac dyplomowych na Wydziale Architektury Politechniki Poznańskiej; prowadzi zajęcia z projektowania na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej; laureat Honorowej Nagrody SARP (2002)