logo
Strefa architekta - logowanie
EN
INNE
07.06.2024

"Słowa, pieniądze i władza" - artykuł

Republika Czeska. Słupy informacyjne na przyczółkach mostu nad rzeką Ostravicą oddzielającą Morawy od Śląska Czeskiego

Słowa, pieniądze i władza

Samorządność – zarówno zawodowa, lokalna (gminna), jak i ta wyrażana w wyborach do Sejmu – to ciężki kawałek chleba. Od dwudziestu lat próbujemy odnaleźć się w samorządowej rzeczywistości, ale nadal jest ona pofragmentowana i niespójna. Nie wszystko można uregulować przepisami Prawa budowlanego czy wytycznymi konserwatorskimi.

Nasi klienci muszą nauczyć się myśleć lokalnie i dbać o przestrzeń, w której mieszkają. Niezależnie od przepisów prawa powinni walczyć o to, aby stuletnie drzwi remontowanej kamienicy nie trafiły na opał, nawet jeśli nie są zabytkowe. Budując nowy budynek, powinni zabiegać, aby, niezależnie od zapisów MPZP, był on rozwiązaniem dobrym przestrzennie nie tylko jako obiekt sam w sobie, ale także w kontekście jego otoczenia. Ograniczenia są potrzebne, ale wszyscy musimy funkcjonować w mądrze zorganizowanej strukturze samorządów, u początków której jest lokalność

Izba Architektów nie działa w próżni – jej funkcjonowanie można porównać do działania samorządów zawodowych lekarzy czy prawników. We wszystkich tych przypadkach oczywiste jest, że jeśli władze (niezależnie od szczebla) nie chcą współpracować z samorządami zawodowymi, to po prostu tego nie robią. W ostatnich latach politycy skutecznie omijali struktury samorządów zawodowych sędziów, prokuratorów, lekarzy, a także organizacje społeczne i NGO. Na przestrzeni ostatnich ośmiu lat mogliśmy się także przekonać, że spora część środowiska prawniczego chętnie porzucała wszelkie ideały w zamian za stanowiska oraz odpowiednie pieniądze. Atrakcyjny okazał się układ ze wszystkimi, którzy coś intratnego oferowali. Czy z zawodem architekta i urbanisty jest podobnie?

Słowa

Żadne prawo nie jest systemem zero-jedynkowym, przepisy nie obejmują bowiem wszystkich sytuacji i zachowań w życiu publicznym. Wciąż istnieje tu pole do gry słowem oraz interpretacji, co jest gorliwie wykorzystywane przez różne strony. Prawo budowlane wraz z przepisami wykonawczymi regulują działania projektantów dość precyzyjnie, ale nie są w stanie rozstrzygać o wszystkim. Czy powinniśmy zatem w takich sytuacjach trzymać się wyuczonych zasad, które nie mają prawnego uzasadnienia?

W rozwiązywaniu skomplikowanych spraw występujących w zawodach prawniczych pomocne są dziedziny wspomagające, takie jak logika czy sztuka argumentacji. Erystyka i retoryka to narzędzia zawodowe, które mogą okazać się przydatne również w zawodzie architekta. Wszyscy, którzy pracowali jako rzecznicy odpowiedzialności zawodowej, biegli sądowi czy rzeczoznawcy specjalności architektonicznej, znają problem interpretacji prawa i jego stosowania.

Podczas pracy jako rzeczoznawca spotykałem się z sytuacjami, w których moja opinia dotycząca np. możliwości przebudowy budynku była zupełnie inna niż opinia rzeczoznawcy inżyniera budowlanego. Obydwie były poprawne.

Inżynier budowlany ma możliwość wysunięcia obiektywnych, technicznych argumentów. Architekt opiera swoją argumentację na przepisach z warunków technicznych, ale istnieje spory obszar rozwiązań projektowych, których obiektywnie uzasadnić się nie da. Przykładowo, w Arabii Saudyjskiej kolega architekt korzystał argumentu „bo tak jest ładniej” i inwestor to akceptował. Problemem jest więc stosowanie abstrakcyjnych, choć rozumianych przez inwestorów czy na salach sądowych, narzędzi pojęciowych w Polsce. W konkursach architektonicznych członkowie składów sędziowskich ćwiczą ów warsztat pojęciowy na każdym posiedzeniu. W niektórych samorządach zawodowych na egzaminie jednym z zadań jest przeprowadzenie rozmowy z klientem, obrona swojego stanowiska i przekonywanie do koncepcji. Może należałoby taki element wprowadzić również na egzaminach w IARP?

Pieniądze

Projektant odpowiada za specjalistów, z którymi pracuje, musi dbać o zawodową codzienność, ciągłość pracy, napływ zleceń, finanse, dobrą współpracę z klientem i spełniać jego oczekiwania. Do tego dochodzą naciski inwestorów i deweloperów. Nasze działania nie zawsze więc są korzystne dla otoczenia. Cóż to zresztą znaczy, że coś dobrze lub źle wpisuje się się w przestrzeń?

Projektanci planów miejscowych mają do czynienia z konkretnymi wymaganiami ustawowymi, ale i z naciskami władz lokalnych, które działają często pod presją inwestorów. Aspekt kreacyjny nie ma odpowiedniego umocowania w prawie. Trudno obronić wybraną koncepcję planu li tylko wizję urbanisty, przeciwstawiając się np. potrzebie wyciśnięcia intensywności zabudowy. Nie mając narzędzi ustawowych (takich jak wskaźniki intensywności zabudowy netto, brutto), można projektowanie sprowadzić do absurdu. Praktycy wiedzą, o co chodzi.

Wielostopniowe dzielenie terenów wolnych od zabudowy, a będących dotąd terenami zielonymi osiedli czy zabudowy śródmiejskiej, staje się w Polsce plagą. Trawnik, który stanowił zabezpieczenie 25% terenu biologicznie czynnego, po wtórnym podziale i wydzieleniu nowej działki staje się przedmiotem sprzedaży. Gmina zleca mikroskopijne plany miejscowe (nazywane często interwencyjnymi), by ten proces legalizować.

Gminy zdobywają własne środki poprzez sprzedaż gruntów i nieruchomości kubaturowych. Jeśli ten handel wynika z konieczności dopięcia budżetu, to zamiast przyczyniać się do budowy przestrzeni zdrowej, logicznej, zrównoważonej, sprowadza się często do jak najszybszego upłynnienia lokalnego majątku. Stąd biorą się naciski na projektantów planów miejscowych, by te powstawały szybko i gwarantowały dobry zysk.

W tych procesach Izba jest jakby na drugim planie. Do jej zadań powinno może zatem należeć doprowadzenie do sytuacji, w której opinia architektów będzie miała wagę argumentu ekonomicznego, a korzystanie z niej będzie czymś powszechnym, naturalnym, potrzebnym i cenionym? Prestiż, powaga, kompetencje, sprawczość IARP są do wypracowania w istniejącym porządku, ale potrzeba na to wielu lat.

Władza

W prawdziwie samorządowej rzeczywistości to województwo (region) opodatkowuje się na rzecz władz centralnych – rozlicza wszystkie pobierane podatki u siebie, odprowadzając ich część na potrzeby funkcjonowania państwa, różne formy „janosikowego” (wyrównywania poziomu gospodarczego regionów), obronność, policję, kulturę, politykę zagraniczną i inne cele. Dlatego to, jak region odnosi się do przestrzeni, jest moim zdaniem ważniejsze od stanowiska państwa w kontekstach architektonicznych.

Kto zatem rządzi? Zasadniczo ten, kto ma pieniądze. Gdyby odwrócić zasady opodatkowania w skali państwa, zmieniając kierunek przepływu pieniędzy uzyskiwanych z podatków, mielibyśmy sytuację bardziej przejrzystą i mniej upolitycznioną. Obecnie pieniądze wypracowywane na dole płyną do rządu, gdzie są dzielone i w jakiejś części wracają do regionów.

Na politycznej prawicy myślenie samorządowe budzi obawy. Czy słusznie?

Niemcy są podzielone na 16 krajów związkowych (trzy z nich to miasta) z własnymi barwami i godłami, władzami, prezydentami, różniących się politycznie i językowo. Nie wydaje się, by przez podział federalny, Niemcy stały się słabym państwem w Europie. USA to 50 stanów, które mają swoich gubernatorów, inaczej ubraną policję, różne prawo karne i finansowe. Ale czy z tego powodu Stany Zjednoczone są krajem słabym?

Dlaczego te kwestie są istotne w kontekście architektury, przestrzeni i środowisk projektanckich?

W państwie o samorządowej strukturze powstające lokalnie budżety byłyby bliżej nas, łatwiej byłoby je kontrolować i racjonalnie dzielić. Każde osadzanie się na majątku wspólnym przez nieuczciwych polityków byłoby łatwiejsze do wykrycia i osądzenia, więc skala nadużyć byłaby mniejsza. Mniejsze również byłyby straty wynikające z przepływu pieniędzy między samorządem a państwem. W sumie mogłoby się okazać, że gminy w regionie będą miały więcej środków na własne cele, a sumy podatków z regionów zbudują większy budżet państwa. Regiony i gminy nie musiałyby za wszelką cenę walczyć o sprzedaż gruntów czy nieruchomości, aby móc zamknąć swoje budżety nadszarpnięte brakiem dotacji rządowych. Bliższe obywatelom okazałyby się także ochrona zabytków i rozwój kultury.

Lokalność

Po 1945 r. Polska, jak na warunki europejskie, stała się krajem dość jednorodnym kulturowo. Jednak województwa zachodnie i północne w swojej historii miały okres przejmowania wzorów z innych kultur. Występująca na tych obszarach dyfuzja zmieniła postrzeganie lokalnej historii i architektury. Jej wynikiem jest choćby fakt, że współpraca ponadgraniczna jest w tych regionach oczywistością i częstą praktyką. Województwa zachodnie i północne różnią się od województw centralnych, gdzie lokalny genotyp budują Pałac Saski, Wilanów, Kazimierz Dolny, dzieje powstań i historia Królestwa Kongresowego. Jeszcze inaczej genetycznie zbudowane są regiony tzw. ściany wschodniej, które przejęły na siebie mit kresów. Tu trudno sobie obecnie wyobrazić współpracę ponadgraniczną na wzór strony zachodniej.

Preferencje polityczne mieszkańców poszczególnych regionów również informują, że żyjemy w trochę innych światach. Na Podkarpaciu trudno zapewne zrozumieć, dlaczego na patronkę jednego z zespołów szkolno-przedszkolnych w Wałbrzychu wybrano księżnę Daisy Hochberg von Pless, a nie św. Jana Pawła II. Z kolei władze Żagania wspomagające ochronę wspaniałego zabytku – pałacu Talleyrandów, nie muszą orientować się w szczegółach dotyczących ochrony architektury białostockich Bojarów. Wzorzec państwa bliższego federacji umożliwia normalne funkcjonowanie regionów odmiennych politycznie. Tu znów można przytoczyć Niemcy i różnorodność polityczną ich krajów związkowych.

W tym kontekście obecna struktura IARP wydaje się odpowiednia. Oddziały regionalne pokrywają się z podziałem wojewódzkim i nie musimy niczego korygować. Mamy jedno prawo funkcjonujące w całym kraju. Nie ma potrzeby federalizacji państwa na siłę we wszystkich dziedzinach życia. Zróżnicowanie regionalne to w Polsce raczej odkrywane i definiowane na nowo zjawiska kulturowe. Być może powinno się dążyć do znalezienia politycznie innej formuły dla władz lokalnych i dążyć do zupełnie innego, regionalnego gospodarowania budżetem. Na pewno należy inaczej nauczać historii, może i geografii. Nie ma natomiast powodu, by przekształcać Izbę w jakiś sztucznie zatomizowany twór. Wówczas byłoby trudniej wpływać na centralne regulacje prawne, a i tak nie jest z tym łatwo. Istnieje natomiast potrzeba odgórnego wzmacniania izb okręgowych o mniejszej liczbie członków, by mogły mocniej i właśnie lokalnie zaistnieć oraz budować swoją pozycję w regionach.

Tadeusz Sawa-Borysławski

architekt IARP, wielokrotny laureat konkursu Piękny Wrocław, członek Rady Miejskiej Wrocławia w  latach 1990–1994, MKUA w latach 2000–2008 i 2020–2024, członek zespołu projektantów osiedla Nowe Żerniki (WUWA-2) we Wrocławiu

/zdjęcia autora artykułu/

rozumiem
Używamy plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. Korzystając z tej strony wyrażasz na to zgodę.